Szarość dnia dzisiejszego sprzyja, aby w drzwiach stanął ktoś z takim oto transparentem.
Ale, jak się domyślam, większości z Was taki komunikat się dziś nigdzie nie ukazał, więc musimy sobie radzić z tym, co mamy. A mamy na przykład piękną muzykę przesłaną przez Olandrę, która dopiero debiutuje, ale zdecydowanie zasługuje na uwagę. Jeśli ma ktoś ochotę na chwilę spokoju i wyciszenia, to odsyłam do nagrania jednej na razie piosenki – mam nadzieję, że wkrótce będzie ich więcej. Tych, którym podejdzie styl Olandry uświadamiam, że w najbliższym czasie odbędzie się jej koncert w Warszawie.
Do kompletu, niezawodny Woodkid w wersji lirycznej i czarno – białej.
… na fis-moll. A to za sprawą niejakiego Fismoll’a, pana lat dziewiętnaście, narodzonego w Rejkiaviku (chyba, a jeśli nie tam dokładnie, to na pewno gdzieś, gdzie jest równie zimno), ale osiadłego w Polsce i śpiewającego po angielsku. Taka ot, światowa mieszanka. Podobnie jest z poziomem twórczości muzycznej. W sensie, że również jest światowa;)
Fismoll, oprócz tego, że się uczy, to wydaje właśnie płytę „At glade”. Wcześniej sobie coverovał trochę, całkiem sympatycznie mu to wychodziło, ale na całe szczęście zdecydował się sam poskładać melodie. W skrócie definiując: jest bardzo delikatnie i bardzo nastrojowo. Ujęły mnie jego własne słowa wypowiedziane w odgrzebanym gdzieś w sieci wywiadzie „wychodzę z założenia, że jeśli ktoś zaśnie, ale nie z nudów, a z zadowolenia – to będzie dobrze. Bo o to mi chodzi„. Ja już mam wizję sali koncertowej, gdzie na wielkiej scenie siedzi kwartet smyczkowy, on z gitarą, a pod sceną, jak w przedszkolu na leżakowaniu, stoją rzędy łóżek i wszyscy drzemią w lekkim błogostanie;) Rezerwuję bilet!
Pośpijmy sobie zatem troszeczkę:
No to teraz czas na dobrą kawkę…
I na sam już koniec, jeszcze jeden cytat: „każdy pozytywny komentarz daje jakiś kop, żeby nie robić np. matematyki do szkoły, tylko zrobić muzykę„. Drogi Fismollu, nie rób matematyki do szkoły, rób muzykę! Oto proszę ja, niżej podpisana.
/a.
A ja jeszcze dodam od siebie, że moje 24 lata wyglądają jeszcze smutniej na tle jego 19. No i wychodzi na to, że znowu się zakochałam w młodszym chłopaku. Aga, nie wiem gdzie go znalazłaś, ale dobra robota! Znajdź mi takiego w moim wieku w Krakowie i będzie najlepszy prezent na urodziny, jaki sobie mogę zażyczyć. A tymczasem będę się delektować „At Glade”, bo przecież nie od dziś wiadomo, że kocham takie „smęty” :)